SCENA I
Teresa i Agatka


TERESA
Powiedasz, że człek, co to przebywał kryjomo,
Był to malarz z Warszawy?

AGATKA
Tu wszystkim znajomo.
Ja sama nie wiedziałam (powiem dzisiaj szczerze),
Czemu ten Niemczyk wszystko kreślił po papierze,
I gdzie mógł, na waćpannę spozierał ukradkiem;
Alić się dowiaduje mój Jakub przypadkiem,
Że kochany Szarmantcki sprowadził go skrycie
I przyrzekłszy zapłacić pracę należycie,
Tajnie portret waćpanny kazał odmalować,
Pewnie żeby się potem mógł z nim popisować.
Żeby się chwalić.

TERESA
na boku
Otóż cała moja wina!
Otóż, Walery, twoich podejrzeń przyczyna!

AGATKA
Nieborak malarz! musiał dni tu kilka stracić,
A przy końcu Szarmantcki nie chciał mu zapłacić;
Rozgniewany, rzecz całą przed ludźmi powiedział.

TERESA
O, niesłuszny Walery! Gdybyś błąd twój wiedział,
Anibyś niestałości śmiał mojej wyrzucać,
Ani serca czułego na chwilę zasmucać

AGATKA
Panna jest, widzę, smutna! Ach, cóż bym nie dała,
Gdybym ją choć raz w życiu szczęśliwą widziała!

TERESA
Wiem, Agatko, że serce twe dla mnie przychylne,
Ale szczęście w tym życiu tak zwodne, tak mylne,
Tyle przeszkód dla niego!

SCENA II
Ciż sami i Walery


WALERY
w głębi teatru
Żalem obciążony,
Jakże stanę w jej oczach, smutny, obwiniony!
Ach, czymże jej zmartwienie potrafię nadgrodzić?

AGATKA
na boku
Ma przytomność mogłaby ich zgodzie przeszkodzić.
do Teresy
Panna pozwoli, że tu dłużej nie zostanę,
Mam jeszcze dla jejmości obszywać falbanę.
Odchodzi

SCENA III
Walery, Teresa


TERESA
Walery! wieszże błęduú twojego przyczynę,
Chceszże dłużej unikać?

WALERY
z ogniem
Wyznaję mą winę.
O, Tereso! miej litość nad smutnym mym stanem:
Nie byłem w pierwszym razie czucia mego panem,
Gdy mi zdrajca pokazał ten obraz, tak święty.
Zadziwieniem, zazdrością i żalem przejęty,
Nieszczęśliwy! nie mogłem atoli winować
Ciebie; przywykły tylko kochać i szanować,
Tłumiąc żal w sercu moim, który mię przenikał,
Niespokojny, wejrzeniam twojego unikał.
Dziś jedno twoje słowo spokojność mi wraca,
Tyle frasunków jeden rzut oka zapłaca.
Ach, gdy w sercu nie zgasły cnotliwe płomienie,
Łatwo się wraca ufność, łatwe pogodzenie.
Zbrodzień, który podstępów śmiał takich się ważyć,
Który śmiał moję miłość, twę sławę znieważyć,
We krwi swej chyba zmyje urazy nieznośne.

TERESA
Nie poszukuj twej krzywdy przez kroki zbyt głośne;
Serce moje napełnią niepokojem, trwogą,
O prędszą jeszcze zgubę przyprawić nas mogą.
Wierz mi, człowiek ten: próżny, zepsuty i hardy,
Nie zemsty, ale raczej godzien jesteś pogardy.
Corazem nieszczęśliwsza: z ojcem moim zmownie
Macocha rękę moją dała nieodzownie.
W tym okropnym przymusie jak sobie poradzę?
Lub posłuszeństwo, lub też miłość moja zdradzę.

WALERY
Miłość z nami, Tereso! ta niech koi trwogę:
Mogąż rodziców twoich zakazy zbyt srogie
Przymuszać, byś niecnocie oddała twą rękę?
Dłużej znosić nie mogąc tak okropną mękę,
Pójdę do ojca twego z moimi prośbami,
Pójdę i u nóg jego wyznam mu ze łzami
Mój stan i moją miłość, i me niepokoje;
Powiem, że ciebie kocham, żeś ty bóstwo moje,
Ze serca, myśli moich tyś panią jedyną,
Ze nieszczęścia naszego stanie się przyczyną,
Jeźli trwać dłużej będzie w swojej surowości.
A jeźli serce jego przystępne litości,
Oddali od obojga ten cios tak głęboki,
Zmiękczy się na me prośby, cofnie swe wyroki.

TERESA
Bodajbyś mógł go zmiękczyć i mógł go uprosić!
Tyś stalszy, mężniej możesz przeciwności znosié
Ja pod nimi upadam, biedna i trwożliwa,
Wiem tylko, że cię kocham i żem nieszczęśliwa.

SCENA IV
Ciż sami i Podkomorzyna


PODKOMORZYNA
Smutnymi was, me dzieci kochane, znajduję,
I zmartwienia waszego przyczynę zgaduję;
To i mnie równie żywo, jak i was, obchodzi.

WALERY
Ach, matko, twoja dobroć troski nasze słodzi,
Nic tobie nie jest tajne, tyś sama patrzała,
Jak szczera nasza miłość z latami wzrastała;
Karmiła ją nadzieja, dziś i ta już znika.

PODKOMORZYNA
Mój Walery! żal ciężki serce mi przenika;
Starosta już Teresę innemu oddaje,
Całe moje staranie dziś próżnym się staje.
Wychowując was sama z dzieciństwa oboje,
Wierzcie: najsłodsze były te nadzieje moje,
Ze łącząc was w przyszłości związkami wiecznymi,;
Syná i wychowankę ujrzę szczęśliwymi!
Cnotliwe w was skłonności nie były mi tajne,
Nie szłam nigdy przez drogi rodzicom zwyczajne,
Co surowością ufność w dzieciach wytępiają;
Wasze szczęście i troski moimi się stają.
Kochany mój Walery! mam ciebie za świadka,
Najlepsza, przyjaciółka była twoja matka.

WALERY
Tyś była zawsze naszą pociechą jedyną

TERESA
Ach! stań się dzisiaj szczęścia naszego przyczyną.
Zaklinaj ojca mego na krwi obowiązki,
Niech przynajmniej oddali te nieszczęsne związki,
Niech się dzisiaj nie spełnia ten przymus tak srogi.
Ach! nie pojmujesz mojej żałości i trwogi,
Miej litość nad mym stanem!

PODKOMORZYNA
Żal twój żywo czuję:
jam niegdyś kochała, i łatwo pojmuję
Tę boleść, te cierpienia, tę niepewność srogą
Niewiele prośby moje na twym ojcu mogą,
Ale pójdę do niego żalem przejęta
Powiem mu: niech na swoją powinnośé pamięta,
Niech wspomni, że jest ojcem, że w twoim zamęściu
Winien najprzód pamiętać o przyszłym twym szczęści
Nie zas, gwałtowny wybór przywodząc do skutku,
Stać się przyczyną twego nieszczęścia i smutku.
podając im ręce, które Walery i Teresa całują z przejęciem.
O, me dzieci! wszak znacie czułość mą dla siebie,
Nie opuszczę was pewnie w tak smutnej potrzebie.
słychać za teatrum Starostę mówiącego

STAROSTA
To próżno: człek z waćpanem nigdy się nie zgodzi
Ale gdzież ten Walery?

TERESA
ze drżeniem
Ojciec mój nadchodzi
Oddalę się i tobie poruczam mą całość.

PODKOMORZYNA
Patrz, jak się lęka, jaka z swym ojcem nieśmiałość!
Przykro w swych dzieciach wzbudzić uczucia podobne.

SCENA V
Podkomorzyna, Walery, Podkomorzy, Starosta


STAROSTA
A, waćpaństwo tu macie kolokwia osobne!
Może przeszkadzam?

PODKOMORZYNA
Owszem, jesteśmy mu radzi

STAROSTA
do Podkomorzyny
Kłóciłem się z mężulkiem, i cóż to poradzi?

PODKOMORZY
Ja się na moim zdaniu nie zwykłem zasadzać,
Nawet o polityce nie chciałbym już gadać.

STAROSTA
Wszak, co dziś przyszło z poczty, już zgadłem we wtorek
postrzegając Walerego
A, jakże mi się miewa mój legislatorek?
Cóż tu waćpan przede mną ustawicznie zmykasz,
Przechadzasz się w zamysłach, ud ludzi unikasz!
Może jeszcze i w domu komponujesz mowy?
Cóż tam, prędko będziemy mieli sejm gotowy?
z zgrozą
Godziłoż się w tym rządzie o sukcesji gadać?
I gorszyć jeszcze naród, i w tym się go badać?

WALERY
Naród jest panem naszym, wie, co pożyteczne,
Co dla kraju szkodliwe, a co jest beśpieczne.

STAROSTA
Naród u takich rzeczach gadać nie powinien!

WALERY
Ale kiedy chce gadać, ja temu nie winien.
do matki
Smutne uczucia moją napełniają duszę;
Mój żal i moją rozpacz już mu odkryć muszę.

PODKOMORZYNA
Wstrzymaj się! moglibyśmy rzecz całą zepsować.
Trzeba go ułagodzić, z wolna postępować.

STAROSTA
Jakież on tajemnice waćpani odkrywa?
Radzę, niech się z materią taką nie odzywa,
Bo okrutnych przypadków ja sam świadkiem byłem.
Pamiętam, gdy w Radomiu trybunał sądziłem,
Jeden panicz, chcąc z światłem swym się popisywać,
Przeciw wolnym elekcjom zaczął przebąkiwać;
Właśnie to było, gdyśmy od stołu wstawali;
Jakeśmy się na niego do szabel porwali,
Nas było wielu, ledwie został się przy duszy,
Wziął przez łeb krys z piętnaście, a obydwie uszy
Ledwie mu Żyd, cyrulik, jedwabiem pozszywał.
ze śmiechem
No, już się potem więcej nigdy nie odzywał!

PODKOMORZY
Prawda, że to był jeden sposób przekonania.

STAROSTA
Ale jakże też można mieć tak dzikie zdania
I przez sukcesją naród chcieć jarzmem uciskać!
W tym przypadku, pytam się, co kto może zyskać?
Król dziś umrze, nazajutrz syn po nim nastaje:
Wszystko się w spokojności jak wprzódy zostaje,
I Wszystko cicho i nikt się nikomu nie skłoni;
W elekcji każdy swego kandydata broni
Wszyscy na koń wsiadają i, podług zwyczaju,
Zaraz panowie partie formują po kraju;
Ten mówi do mnie z miną rubasznie przyjemną:
"Kochany panie Pietrze, proszę, bądź waść ze mną!
Między nami, tę wioskę weź niby w dzierżawę";
Drugi, żebym był za nim, puszcza mi zastawę,
Ten daje sumę i tak człek się zapomoże.
Prawda, z tego wszystkiego przyjść do czubów może;
I tak było po śmierci Augusta Wtórego:
Ci bili Sasów, owi bili Leszczyńskiego,
Palili sobie wioski; no i cóż to szkodzi?
Obce wojsko jak wkroczy, to wszystko pogodzi.
Potem amnestia, panom buławy, urzędy,
Szlachcie dadzą wójtostwa, obietnice, względy,
Nie byłoż to tak dobrze? I cóż waćpan na to?

PODKOMORZY
Mówić o tym byłoby czasu próżną stratą.
Niech naród decyduje w zjazdach sejmikowych;.
My tu zaś raczej mówmy o sprawach domowych.

PODKOMORZYNA
O dzieci naszych szczęściu i postanowieniu.
Jeźli można krewnego wierzyć przyrzeczeniu,
Kiedyś staraniom naszym córkę swą powierzył,
Między oświadczeniami, z którymiś się szerzył,
Powiedziałeś, że miałbyś za największe szczęście,
Ażebyś połączone przez wczesne zamęście
Mógł oglądać te dzieci razem wychowane.
Dziś w słowie jego nową znajduję odmianę;
Nie szemrzę na nią ani chciwa jestem zysku,
Lecz bym nierada widzieć dzieci tych w ucisku:
Kochali się z dzieciństwa; jakże bez litości
Czynisz wbrew córki swojej woli i skłonności?
Przymusem niechętnemu chcesz jej oddać rękę
I, ojciec, własnej córce chcesz zadawać mękę?

STAROSTA
Co za męka! Wszak pójdzie za człeka młodego,
Człeka, co jest swym panem, człeka majętnego.
szedłem dawniej z waćpaństwem w niejakieś umowy,
Lecz nie na piśmie, wszak to było tylko słowy.
Naówczas ich fortuna w lepszym była stanie
Dziś ją zmniejszyło sprawy ostatniej przegranie,
A jak się reszta między trzech synów podzieli,
Pytam się, państwo młodzi z czegóż by żyć mieli?

PODKOMORZY
Ani mnie waćpan wstydzisz, ani też zasmucasz,
Kiedy mierność majątku mojego wyrzucasz.
Mierny jest, lecz za męstwo przodkom mym nadany,
Nie wydarty ani też podłością zebrany;
Z cnotą oddam go synom. Córki-m jego życzył
Nie dlatego, żeby z nią syn mój krocie liczył,
Ale żem sądził, iż z nią szczęśliwym żyć będzie.

STAROSTA
U waćpana maksymy w najpierwszym są względzie,
Co u mnie, to pieniądze.

WALERY
Jeźli o to chodzi,
A Ach, wiem, że się Teresa na to ze mną zgodzi:
Wyrzekam się majątku, lecz żądam osoby.
Miłość, miłość cnotliwa, ta poda sposoby,
Ze przy zgodzie, przy pracy i przy rządzie dbałym
Będziemy szczęśliwymi przestając na małym.
Racz się waćpan dobrodziej prośbom mym nakłonić,
Nie chciej, u nóg twych proszę, szczęścia mego bronić!
Poświęcę życie moje, by jej stać się godnym,
By ci dowieść, że synem nie będę odrodnym.

STAROSTA
Gdybym lawet innego nie miał przedsięwzięcia,
Jakże bym mógł wziąć człeka takiego za zięcia,
Co w zdaniach swoich ze mną ustawnie jest sprzeczny?
Dobrodzieju! niepokój miałbym w domu wieczny:
Rząd nasz dawny ustawnie chciałbyś przeistaczać.
Przykłady Rzymian, Greków, Anglików! Przytaczać;
Na starość chciałbyś może uczyć mię tej sztuki,
Jakże się; ona zowie? tej mądrej nauki.
Co to wy teraz wszyscy tak bardzo, chwalicie.
Lo...gi....ki... Oj, żeby tak które moje dziecię
Umieć miało logikę zadałbym ja jemu!
A potem, ciężko chybić słowu raz danemu:
Dla Szarmantckiego córka moja przyrzeczona
Otóż z resztę kompanii nadchodzi ma żona

SCENA VI
Ciż sami, Starościna, Teresa, Szarmantcki


STAROŚCINA
Cest lne chose bien afjreuse, to rzecz niesłychana:
Wszak to Teresa sprzeczna rozkazom waćpana
Nie chce za męża chłopca najczulszego w świecie.

STAROSTA
Co tam waćpani słuchasz, co dziewczyna plecie?
Ja wiem, co robię... Właśnie wskórałbym też wiele.
Gdybym chciał jeszcze zważać na te ceregiele!
Rzecz już raz ułożona dziś się nie odmieni,
Kawaler kończyć pragnie, indult już w kieszeni.
Ksiądz kanonik o milę, wraz się może stawić,
A tak można wesele dziś jeszcze odprawić.
obracając się do Szarmantckiego
No, zawczasu już ściskam kochanego zięcia.

SZARMANTCKI
Pełen radości, pełen czułego przejęcia
Przyjmuję wyrok z dawna ode mnie życzony.
Lecz jest podobno zwyczaj, że obydwie strony,
Nim je na całe życie święte złączą związki,
Wchodzą w jakieś umowy, w jakieś obowiązki,
Ze się posag naznacza, intercyza pisze.
Ja o tych formalnościach nic dotąd nie słyszę;
Szlub nasz potem mógłby być za nieważny wzięty;
Nie chcąc zaś nigdy zrywać ten związek tak święty,
Chciałbym otwarcie wiedzieć na piśmie, nie słowy,
Jak wielki będzie posag i czyli gotowy.

STAROSTA
porywając się za głowę
Jak wielki będzie posag? Ach, cóż się to dzieje!
To takie waćpan sobie powziąłeś nadzieje,
Za życia chcesz mi jeszcze wydzierać majątek?
obracając się do żony
I cóż waćpani na to? Wszakżeś zapewniała,
Że miłość jego za cel posagu nie miała,
Że się fruktami, mlekiem karmić tylko będą,
Że w jakiściś kabance nad rzeką osiędą.
A, dobrodziko! widzisz, nie o mleko chodzi:
Jegomość oczywiście na majątek godzi.

STAROŚCINA
O cie! quelle bassesse! ! ja jej nie pojmuję!
W żadnym romansie rzecz się taka nie znajduje!
Fi donc, monśieuŕ Szarmantcki! Wstyd mię za waćpana.

STAROSTA
do córki cicho
Bardzo dobrze robiłaś, Teresiu kochana,
Żeś się nie chciała wdawać z takim sowizdrzałem:
Chęć posagu pokrywał miłości zapałem,
Takiemu paniczowi nie oddam twej ręki

TERESA
z uczuciem
Ach, ojcze! przyjm najczulsze serca mego dzięki!
W radość zamieniasz srogą i rozpacz, i trwogę.

STAROSTA
do Szarmantckiego
Choć ojciec, córki mojej przymuszać nie mogę:
Wstrętu jej przełożenie żadne nie zwycięża,
Przez żaden sposób nie chce waćpana za męża.

SZARMANTCKI
Z wstrętem walczyć nie można; z miejsc się tych oddalę,
Niejedna rada będzie ukoić me żale.
na boku
Tu mnie nie chcą; człek inną szczęśliwą uczyni.

STAROŚCINA
Sil a le coeur sensible, umrze na pustyni.

WALERY
z cicha do odchodzącego Szarmantckiego
Nie chcę cię tu zawstydzać zdrad twoich odkryciem,
Oddaj portret Teresy, lub stracisz go z życiem.

SZARMANTCKI
oddając portret
Weź go, nie są to rzeczy tak dla mnie łudzące.
Wszakżem ci pokazywał, mam tego tysiące
odchodzi

STAROSTA
oglądając się
Śliczny mi prałat! w targi chciał wchodzić o żonę!
Nie uciekło to jeszcze, co jest przewleczone.
do córki
Wiem, że cię jego strata nie bardzo dotyka,
Zobaczysz, że ci znajdę ot, tak frysz chłopczyka.
Nie znasz go ani ci się można dorozumieć.

TERESA
Ojcze! nie mogę dłużej uczućé moich tłumić,
U nóg je twych wyjawiam; szukać nie potrzeba
Tego, co mi z dzieciństwa przyznaczyły nieba;
Walery w sercu moim wzbudził miłość tkliwą,
Z nim jednym tylko w świecie mogę być szczęśliwą.
Oddaj mię jemu... albo, rozpaczą przejęta,
Niechaj w posępnych murach klasztoru zamknięta
Dokonam opłakanych dni moich ostatki!
Zaklinam cię na pamięć ukochanej matki,
Tej matki, która, gdyby na stan mój patrzyła.
U nóg twoich ze łzami za mną by prosiła!

STAROSTA
Niech Walery waćpannie przestanie się marzyć,
Na co się śpieszyć? może bogatszy się zdarzyć.
Lepiej mieć zawsze własny swój kawałek chleba.
Ja oświadczam, że na mnie spuszczać się nie trzeba.

PODKOMORZY
I jakże, myślą bogactw tylko zatrudniony,
Łzami nieszczęsnej córki nie jesteś zmiękczony?
O cóż chodzi? Mówiłem z samego początku,
Że Walery się zrzeka posagu, majątku;
Zapisz go waćpan, komu zdawać mu się będzie;
U mnie szczęście mych dzieci w najpierwszym jest
względzie.

STAROSTA
Wszystko to bardzo dobrze, lecz nie moja wina,
Jeźli będzie narzekać ta biedna dziewczyna

PODKOMORZYNA
Z tej strony chciej swą waćpan uspokoić trwogę.
Ujrzysz córkę szczęśliwą, zapewnić go mogę.
Znajdzie dobro ważniejsze nad wszystkie dostatki:
W mężu wzajemność, we mnie tkliwość drugiej matki.
Wierz mi: nie stadło, które wiele bogactw liczy,
Szczęśliwego pożycia doznaje słodyczy,
Niesmak w nim i niezgoda najczęściej panuje
I ta sytość wszystkiego, co nam życie truje;
Szczęścia szukać należy w spokojnej mierności,
W tej dobranej umysłów i serca skłonności,
Kędy radość i troski razem się ponoszą,
Tam, gdzie cnoty domowe pierwszą są rozkoszą,
Kędy męża i żony najpierwsze staranie:
Cnotliwe i rozsądne dzieci wychowanie,
Dzieci, co postępując przykładną koleją,
Stają się ich pociechą i kraju nadzieją.
Wierz mi: takie to szczęście dzieci nasze czeka,
Jest w twoim ręku, niech się dłużej nie odwleka.

STAROŚCINA
Mon ange, jétais contraire na te ich pobranie,
Mażs, mais voyant cle plus Trés tak czułe kochanie,
Il serait crue ! dłużej sprzeciwiać się temu.
proszę cię; chciej już oddać córkę Waleremu.

STAROSTA
I waćpani już także? to jakaś choroba!
Cóż ja pocznę, kiedy się tak wszystkim podoba?
na boku
Choć nierad, i w tym muszę mej żonie dogodzić;
Zaraz zemdleje albo zechce się rozwodzić.
z żywością
Róbcie sobie, co chcecie...

TERESA
Więc, ojcze kochany,
Zezwalasz na me szczęście?

WALERY
Jużeś przebłagany;
Pozwól, niech u nóg złożę twych najczulsze dzięki.

STAROSTA
Porzuć waćpan te wszystkie wzdychania i jęki,
Żeń się, gdy takie szczęście ma się w tym znajdować.
Ja tylko będę jeden przypadek warować,
To jest: żebyś mi nigdy ni dzieci, ni żony
Nie uczył zdań, którymi sameś napełniony.
Synów wezmę do siebie, w ustroniu osiędę,
Nauk, rządu, pryncypiów ż sam ich uczyć będę;
Bo waćpan, jakbyś zaczął dawać im logikę,
Porobiłbyś subiekta równie jak sam dzikie.

WALERY
Będziemy całym życiem o to się starali,
Byśmy wszyscy łask jego godnymi się stali

PODKOMORZYNA
O! jakżem ja szczęśliwa!

TERESA
Nieba nas połączą.
Walery! umartwienia dziś się nasze kończą!

WALERY
Tereso! szczęście moje zaledwie pojmuję.

STAROŚCINA
Prawdziwie, że mię widok ich attandrysuje.

SCENA VII i ostatnia
Jakub i Agatka przychodzą


PODKOMORZYNA
Cóż tam powiesz, Agatko?

AGATKA
Ja bym prośbę miała
Do pani... ale nie wiem... coś jestem nieśmiała...
Niech Jakub powie pani...

PODKOMORZY
No, cóż tam, Jakubie?

JAKUB
Nie wiem, czy mam powiedzieć?... Ja Agatkę lubię
I Agatka mię lubi.

PODKOMORZY
Cóż dalej, mów szczerze.

JAKUB
Oto, gdy panicz pannę Teresę już bierze,
Niechaj nam państwo także dadzą pozwolenie,
Niechaj i ja się z moją Agatką ożenię.

PODKOMORZY
Chceszże ty go, Agatko?

AGATKA
Chcę i, proszę pani,
Ja go już dawno lubię

PODKOMORZY
No, moi kochani,
Agatka obyczajna, tyś człowiek poczciwy,
Ja dwakroć w dniu dzisiejszym sądzę się szczęśliwy,
Ze i takiej synowej Pan Bóg dał mi dożyć
I razem do waszego szczęścia się przyłożyć.
Wszak wszyscy, co w obrębie mej włości mieszkacie,
Po dzieciach pierwsze miejsce w sercu moim macie;
Słodko mi było waszym zatrudniać się stanem,
Być raczej waszym ojcem aniżeli panem
Mieć nad wami staranie, chciwości dalekie,
Rozciągać nie surowość, lecz tkliwą opiekę.
Dzień dzisiejszy jest dla mnie święty i radośny,
Nie chcę, ażeby obchód oznaczył go głośny,
Milej mi będzie, że ci, z których żyjem pracy,
Stwierdzą go szczęściem swoim poczciwi wieśniacy,
Niech ich podległość ze dniem dzisiejszym ustaje:
Ciebie i włość mą całą wolnością nadaję.

JAKUB
Panie dobry, łaskawy, pod rządy twoimi
My i rodzice nasi byli szczęśliwymi.
W dobrej i złej przygodzie z tobą razem wspolni,
Nie porzuciem cię nigdy, choć będziemy wolni.

PODKOMORZY
Agatko! żona moja los twój zabeśpieczy
do Jakuba
Ja ciebie nie zapomnę.

STAROSTA
Potrzebne to rzeczy!
Do czego to znów przypiąć te ich uwolnienie?
To tylko waćpan robisz dla drugich zgorszenie.
Jak wszystko, akt ten chcecie odbyć nowomodnie.
Ja go chcę odbyć dawnym zwyczajom dogodnie:
Najprzód proszę, niech się to odprawi przy świecy,
Antał starego wina każ dobyć z piwnicy;
Niechaj moździerze huczą za każdym wiwatem,
Niech panna młoda z kumem, a pan młody z swatem,
Ukłoniwszy się wprzódy, idą w pierwszą parę;
Jak zaś dobrze zagrzeje głowę wino stare,
Jak się tylko da słyszeć kochana bandurka,
Człek choć stary, z gosposią wytnie się mazurka.

STAROŚCINA
Vraiment, mnie się nie bardzo chce być na tej fecie;
Wy sobie bourgeożsement tańcować będziecie.
Ja się koło północy pokażę na chwilę.

STAROSTA
Ale czemuż tak późno?

STAROŚCINA
Nie jest to w mej sile,
Nie lubię tego zgiełku i tego hałasu;
Wiesz, ce nest pas du bon ton przyjeżdżać zawczasu.

PODKOMORZY
Te tak chlubne dla syna mego zjednoczenie
Najczulsze serca mego dopełnia życzenie;
W nim wszyscy znajdziem szczęścia naszego przyczyny.
Bodajbyśmy, wraz dzieląc pomyślne godziny
Między słodkim staraniem krewnym i domowi.
I tym, co się należy własnemu krajowi,
Cnotliwie wszyscy w zgodzie i jedności żyli
I na szczęście ojczyzny i dzieci patrzyli!

Zakończono dnia 7 listopada 1790 w Warszawie
Lektury - główna