Na drugi dzie� obudzi�o �limaka w stodole wo�anie �ony:
- D�ugo si� ta b�dziesz wylegiwa�?
- Albo co? - zapyta� spod s�omy.
- Pora i�� do dworu.
- Wo�ali me?
- Co ci� mieli wo�a�. Sam przecie musisz do ich i�� o t� ��k�. Ch�op st�kn��, ale podni�s� si� i wyszed� na klepisko Twarz mia� nabrz�k��, wejrzenie zawstydzone i sporo s�omy, we w�osach.
- O! widzisz, jak to wygl�da - m�wi�a zgry�liwie �ona. - Sukman� ma zawalon� i przemok��, bucisk�w ca�� noc nie zdejmowa� i patrzy na cz�owieka jak ten zb�j W konopiach ci sta�, nie gada� z dziedzicem. Ogarnij�e si�, nim p�jdziesz.
Po tych s�owach zawr�ci�a do obory, a �limakowi ci�ar spad� z serca, �e si� na tym sko�czy�o. My�la�, �e b�dzie natrz�sa� si� z niego do po�udnia.
Wyjrza� na dziedziniec. S�o�ce sta�o wysoko i ziemia po nocnym deszczu wysch�a. Od jar�w poci�ga� wiatr nios�cy �piewy ptak�w i jaki� zapach wilgotny i weso�y. Przez t� noc pola g�ciej zazieleni�y si�, z drzew powyskakiwa�y listki, niebo by�o od�wie�one i zdawa�o si� ch�opu, �e �ciany jego chaty s� bielsze.
- �liczno�ci dzie� - mrukn�� czuj�c otuch� i poszed� do izby ubiera� si� Wyrzuci� s�om� z w�os�w, wdzia� �wie�� koszul� i nowe buty. Poniewa� jednak widzia�y mu si� nie dosy� czarne, wi�c wzi�� w palce kawa�ek sad�a i wytar� nim najprz�d w�osy, a p�niej buty od cholew do obcas�w. Stan�� wreszcie przed lusterkiem i patrz�c kolejno to na nogi, to na odbicie swojej fizjonomii w zwierciadle, u�miechn�� si�, kontent, �e taki blask bije mu od g�owy i obuwia W dodatku co� mu szepta�o, �e wobec tak wypomadowanego ch�opa dziedzic nie wytrzyma i wypu�ci mu ��k� w arend�.
W tej chwili wesz�a �ona, a obrzuciwszy go pogardliwym spojrzeniem rzek�a:
- C�e� si� wy�wiechta�, �e �mierdzi od ciebie sad�o jak powietrze. Nie wola�by� si� umy� i uczesa�?
Uznawszy s�uszno�� tej uwagi �limak wyj�� spoza lusterka g�sty grzebie� i przyg�adzi� nim w�osy, �e �wieci�y nie gorzej od najja�niejszego szk�a. Potem starannie umy� si� myd�em, a� od zat�uszczonych palc�w zosta�y mu ciemne smugi na szyi.
- A gdzie Grochowski? - zapyta� weselszym tonem �ony, bo zimna woda doda�a mu humoru.
- Poszed�.
- A jak�e z pieni�dzmi?
- Zap�aci�am mu. Ale nie chcia� wzi�� trzydziestu trzech rubli, tylko trzydzie�ci dwa bo m�wi�, �e kiedy Chrystus Pan trzydzie�ci i trzy lata �y� na �wiecie, wi�c za krow� nie wypada bra� tyle.
- Ju�ci prawda - potwierdzi� �limak chc�c teologiczn� erudycj� zaimponowa� kobiecie.
Ale ona odwr�ci�a si� do komina i wydobywszy stamt�d garnczek j�czmiennego krupniku z mlekiem poda�a go niedbale m�owi m�wi�c:
- No, no... nie gadaj, ino podjedz se i id� do dworu: A targuj si� tak jak wczoraj ze so�tysem, to ci co� powi�em!... - doda�a ironicznie.
Upokorzony ch�op wzi�� si� do jedzenia, a tymczasem �ona wydoby�a ze skrzyni pieni�dze.
- Na�ci dziesi�� rubli - m�wi�a. - To panu daj do gar�ci, a reszt� odnie� mu jutro. Uwa�aj za�, ile ci powie za ��k�, i zaraz poca�uj go w r�k�, obejmij za nogi i pro� �eby cho� ze trzy ruble opu�ci�. Nie odst�pi trzech rubli, to cho� wytarguj z rubla; ale p�ty ich obejmuj, i jego, i ja�nie pani�, a� co� opuszcz�. B�dziesz pami�ta�?
- Co nie mam pami�ta�! - odpar�. I widocznie powt�rzy� sobie w my�li przestrogi �ony, bo nagle przesta� je�� i pocz�� z lekka wybija� do taktu �y�k�.
- No, nie medytuj, ino wdziewaj sukman� - odezwa�a si� znowu kobieta. - A ch�opc�w we� z sob�.
- Oni tam po co?
- Po to, �eby prosili razem z tob�, i po to, �eby mi J�drek powiedzia�, jake� si� targowa�... Teraz wiesz po co?
- Choroba z tymi babami - mrukn�� �limak widz�c, �e �ona wszystko z g�ry u�o�y�a. A w duchu doda�: Psiako��, jaki to u niej rozum i rozkazanie! Zaraz zna�, �e ojciec by� w�odarzem.
Z niema�ym trudem wci�gn�� nowiute�k� sukman�; przy ko�nierzach i kieszeniach wyszyt� kolorowymi sznurkami, i opasa� si� pi�knym rzemiennym pasem, szerokim bez ma�a na dwie d�onie. Nast�pnie zawi�za� dziesi�� rubli w szmatk� i w�o�y� j� za pazuch�; �e za� ch�opcy byli od dawna gotowi, wi�c opu�cili dom we tr�jk�, id�c go�ci�cem do dworu.
W chwil� po ich wyj�ciu �limakowej zrobi�o si� smutno; wybieg�a zatem przed wrota jeszcze troch� popatrzy� na swoich. I widzia�a, jak �rodkiem drogi, zasadziwszy r�ce w kieszenie, z g�ow� do g�ry zadart�, sunie m��, za nim po lewej stronie Stasiek, a po prawej J�drek. Potem zdawa�o si� jej, �e J�drek da� jakby w �eb Sta�kowi, skutkiem czego sam znalaz� si� po lewej r�ce ojca, a Stasiek po prawej. P�niej tak si� co� zakot�owa�o, jakby �limak da� w �eb J�drkowi, po czym Stasiek szed� znowu po lewej r�ce ojca, a J�drek tak�e po lewej, ale ju� rowem, sk�d pi�ci� wygra�a� ma�emu bratu.
- Widzisz ich, jak� se zabaw� znale�li - szepn�a u�miechaj�c si� kobieta i wr�ci�a do izby nastawia� obiad.
U�agodziwszy pi�ci� nieporozumienie mi�dzy synami, �limak pocz�� sobie nuci�, a nawet za�piewa� p�g�osem:
Nie masz ci to, nie masz,
Jako dworakowi:
Si�dzie na konika,
Jedzie ku dworowi.
Chwil� pomy�la� i znowu za�piewa�, ale na przeci�glejsz� nut�
O dejdydy, dejdydy,
Wsadzili mi� do biedy,
A do biedy, do jakiej?...
Tu urwa� i westchn�� czuj�c, �e nie ma chyba piosenki, kt�ra by zakrzycza�a jego niepok�j co b�dzie z ��k�? czy mu j� pan wypu�ci, czy nie wypu�ci w arend�?
W�a�nie teraz przechodzili ko�o niej. �limak spojrza� i a� si� zl�k�, taka dzi� wydawa�a si� pi�kna i niedost�pna. Od�y�y mu w pami�ci wszystkie kary, jakie zap�aci� za swoje byd�o, kt�re parobcy dworscy zajmowali na tej ��ce, wszystkie napomnienia i pogr�ki dziedzica. Tajemniczy g�os szepta� w nim czy poza nim, �e gdyby �w szmat ziemi le�a� gdzie� dalej i zamiast siana rodzi� piasek albo tatarak, to mo�e �atwiej oddano by go w dzier�aw�. Ale ��ka zbyt wiele przedstawia wyg�d, a�eby nie mia�a budzi� w nim pesymistycznych w�tpliwo�ci.
- Iii... co tam! - mrukn�� spluwaj�c z wielk� fantazj� - przecie mnie sami nieraz namawiali, a�ebym j� wzi��. Nawet m�wili, �e i mnie, i im b�dzie lepiej.
Tak jest, ale kiedy� to zach�cali go do dzier�awy? - w�wczas, gdy o ni� nie prosi�. Dzisiaj, gdy ��ka jemu jest potrzebna, mog� targowa� si� albo wcale jej nie odda�.
Dlaczego?... Kto ich tam wie. Dlatego, �e ch�op panu, a pan ch�opu zawsze musi robi� na przek�r. Ju� takie urz�dzenie �wiata.
Przysz�o mu na my�l, ile on razy dro�y� si� z robot� albo wsp�lnie z innymi gospodarzami nie chcia� godzi� si� z dworem o skasowanie le�nych s�u�ebno�ci - i poczu� skruch�. M�j Bo�e, jak to pi�knie mawia� do nich dziedzic:
�yjmy teraz zgodnie po s�siedzku, oddawajmy sobie us�ugi... W�wczas oni odpowiadali: Co my tam za s�siedzi. Ja�nie pan to pan, a ch�opi to ch�opi... Ja�nie panu patrzy�by si� inny szlachcic, a nam inny ch�op za s�siada..
Na to dziedzic: Pami�tajcie, ch�opy, �e jeszcze przyjdzie koza do woza...
Na to Grzyb odpali� mu w imieniu gromady:
A ju� przychodzi�a koza, ja�nie panie, kiedy pan chcia� sw�j las uwolni� od ch�opskiego dozoru. Szlachcic milcza�, ale w�sy mu si� strasznie rusza�y, wi�c pewnie tego s�owa nie zapomni.
- Zawsze m�wi�em Grzybowi - westchn�� �limak - �eby tak nie pyskowa�. Teraz pewniakiem ja zap�ac� za jego hardo��.
W tej chwili J�drek rzuci� kamieniem na jakiego� ptaka �limak obejrza� si� i smutne dumania nagle zmieni�y kierunek.
Co nie ma ��ki wypu�ci�? - my�la�. - Przecie on wie, �e mu si� nieraz robi szkod� i �e jej nie upilnuje, cho�by mia� drugie tyle parobk�w. Z niego szlachcic m�dry, oho! jeszcze jaki... I nawet dobry pan: pr�dzej sam straci, ni�by kogo mia� skrzywdzi�. Niczego pan!....
Wnet jednak nowa fala pow�tpiewa� zala�a mu dusz�. Ale zawdy - my�la� - on to rozumie, �e b�dzie mi lepiej z tak� ni� bez ��ki. Za� �adnemu panu nie jest mi�o, kiedy ch�op m� si� lepiej, bo przez to dworowi ubywa robotnika.
Nowa zmiana w medytacji, bo oto �limak przypomnia� sobie, �e za dzier�aw� mo�e nie p�aci� got�wk�, ale robot�.
- Ju�ci, �e tak! - mrukn�� rozweselony. - Przecie mog� mu rzec: Czy to ja u ja�nie pana nie robi�, albo czy kiedy robi� przestan�?... Inni gospodarze nie chodz� do dworu, tylko ja, wi�c czego mia�by mi �a�owa� k�sa ��ki? Ma�o on wreszcie ma tych ��k, jak i ka�dego innego gruntu?... Ja zawdy b�d� ch�opem i najemnikiem, a on panem, cho�by mi nawet darowa� te dwa morgi, nie tylko wypu�ci� w arend�.
I znowu zanuci�:
Zakuka�y kukaweczki
Na gruszy, na gruszy;
Powiada�y s�siadeczki,
�e ja najg�upszy, najg�upszy!
Ostatni wiersz wymrucza� ca�kiem niewyra�nie; a�eby nie os�abi� w�asnej powagi wobec dzieci.
Nagle zwr�ci� si� do Sta�ka z zapytaniem:
- C� ty si� tak wleczesz, jakby ci� na st�jk� p�dzili, i nic nie gadasz?
- Ja? - ockn�� si� Stasiek. - Ja sobie my�l�, po co my idziemy do dworu?...
- A mo�e nie chcia�by� tam i��?
- Nie, bo czego� strach...
-Czego ma by� strach? Przecie we dworze �adnie! - ofukn�� go �limak, ale i sam otrz�sn�� si�, jakby go zimno owia�o.
Wszelako opanowa� niepok�j i zacz�� wyja�nia� synowi:
- Widzisz, dziecko, jest tak. Wczoraj kupili�my od so�tysa krow� za trzydzie�ci i dwa ruble (chcia�, para, trzydzie�ci pi�� i srebrnego rubla za postronek! - ale jakem go wzi�� na rozum, tak opu�ci�). Zatem widzisz, synku, dla nowej krowy potrzeba siana i z takiej racji musimy prosi� dziedzica, a�eby nam ��k� wypu�ci� w arend� Teraz wszystko rozumiesz?
Stasiek pokiwa� g�ow�.
- To rozumiem - odpar� - ino jeszcze nie wiem co sobie my�li trawa; jak j� bydl� zagarnie j�zorem i we�mie na z�by?...
- Co ma my�le�, nic nie my�li.
- Ale!.. - m�wi� dalej Stasiek - tak nie mo�e by�, �eby ona nic nie my�la�a. Kiedy ludzie we �wi�to stoj� na cmentarzu, a patrzy� na nich z daleka, to widzi si�, �e wygl�daj� jak trawa albo krzaki: bo s� mi�dzy nimi i zielone, i czerwone, ��te i r�ne, jak mi�dzy zio�ami w polu. Wi�c �eby wtedy jaki straszny bydlak po cmentarzu przejecha� j�zorem, to mo�e by nic nie my�leli?...
- Ludzie by krzyczeli, a trawa przecie nic nie m�wi, jak j� �cina� - odpar� �limak.
- Jak�e nie m�wi? Kiedy �ama� nawet suchy kij, to on trzeszczy - a jak gi�� �wie�� ga���, to si� ona drze i nie daje - a jak rwa� traw�, to piszczy i nogami trzyma si� ziemi.
- O, kiedy bo tobie zawsze dziwno�ci chodz� po g�owie! - przerwa� �limak. - �eby tak cz�owiek z ka�dym gada� czy on chce, czy nie chce i�� pod kos�? - to by sam nie zjad� i bydl�cia by nie nakarmi�, i wszystko by zmarnia�o.
- A ty, J�drek, mo�e� nierad, �e idziesz do dworu? - zapyta� drugiego ch�opaka.
- Albo to ja id�? Wy idziecie - odpar� J�drek wzruszaj�c ramionami. - Ja bym ta nie chodzi�.
- A c� by� robi�? Listu by� przecie nie napisa�, bo� panu nie r�wny i pisa� nie umiesz.
- Skosi�bym se traw� i zawi�z�bym na podw�rek. Niechby on szed� do mnie, nie ja do niego:
- A jak�e by� ty �mia� kosi� pa�sk� traw�?
- Jaka ona pa�ska! Czy to dziedzic j� posia� albo czy ��ka jest przy jego cha�upie?...
- A widzisz, �e� g�upi, bo ��ka jest pa�ska, tak jak i wszystkie pola. - Wskaza� r�k� na horyzont.
- Ju�ci niby jego - odpar� J�drek - dop�ki mu kto nie zabierze. Przecie ja wiem, �e i wasze dzisiejsze grunta i cha�upa by�y pa�skie, a dzi� s� wasze. Tak samo z ��k�. Co on lepszego, �e chocia� nic nie robi, ma ziemi za stu ch�op�w?
- Ma, bo ma.
- A dlaczeg� wy tyle nie macie albo Grzyb, albo inny?
- Bo on jest pan.
- Du�o z tego! �eby�cie wy, tatulu, ubrali si� w surdut i nogawice wyci�gn�li na buty, to by z was by� tak�e pan. Ale gruntu tyle, co on, nie macie.
- M�wi� ci, �e� g�upi - oburzy� si� �limak.
- Ja jeszcze g�upi, to prawda, bom si� nie uczy�. Ale Jasiek Grzyb przecie m�dry, bo nawet pisa� przy kancelarii, A co on gada? Gada, �e musi by� r�wno��, a bedzie wtedy, jak ch�opi panom grunta zabior� i ka�dy bedzie mia� swoje.
- I Jasiek g�upi, bo jakby wszyscy mieli swoje, to by nikt u innego nie chcia� robi� Jasiek �wiata nie poprawi. Niech lepiej patrzy, �eby ojcu pieni�dzy ze skrzyni nie wykrada� i po mie�cie nie lata� od szynku do szynku. M�dry on dysponowa� cudzym. Moje odda�by Owczarzowi, pa�skie wzi��by sam, ale swego nie wypu�ci�by z gar�ci. Ju� niech se bedzie, jak Pan B�g mi�osierny stworzy�, a Ko�ci� �wi�ty naucza, a nie jak chc� Grzybowie, stary i m�ody.
- Albo dziedzicowi da� grunta Pan B�g? - b�kn�� J�drek.
- Pan B�g taki rz�d postanowi� na �wiecie, �eby nie by�o r�wno�ci. Dlatego jest niebo wy�ej, ziemia ni�ej - sosna wielka, a leszczyna ma�a, a trawa jeszcze mniejsza. Dlatego i mi�dzy lud�mi jeden jest stary, drugi m�ody - jeden ojciec, drugi syn - jeden gospodarz, drugi parobek - jeden pan, drugi ch�op.
Odetchn�� zm�czony i ci�gn�� dalej:
- Ty se patrzaj, jak jest nawet miedzy m�drymi psami, gdzie ich du�o chodzi po podw�rku. Wynios� z kuchni ceber pomyj�w i zara do nich przyjdzie jeden najpierwszy, co jest najmocniejszy, i ten �re, a inne czekaj� oblizuj�cy si�, cho� widz�, �e on wyjada cze�� najlepsz�. Dopiero kiedy tamten podjad� sobie, a� nap�cznia�, id� drudzy. Ka�dy wsadza �eb ze swojej strony i �re, ile na niego przypadnie, nie swarz�c si�. Ale gdzie psy g�upie, to zara wszy�kie lec� do cebra, dr� si� miedzy sob� i wi�cej maj� podartych pysk�w ni� jedzenia. Bo albo ceber wywr�c� i straw� rozlej�, albo zawdy zdybie si� jeden najmocniejszy, co ich odp�dzi. On sam na takim gospodarstwie ma niedu�o, a inni wcale nic.
Tak by�oby i ludziom, gdyby ka�dy ino patrzy� drugiemu w g�b� i wo�a�: Oddawaj, bo� zjad� wi�cej!... Najmocniejszy rozp�dzi�by innych, a s�abszy umar�by z g�odu. Dlatego jest postanowienie boskie, �eby ka�dy pilnowa� swoich grunt�w, a cudzych nie zabiera�.
- A przecie ju� raz ch�opom ziemi� rozdawali.
- Rozdawali nie raz, ino dwa razy, i jeszcze mo�e rozdadz�. Ale po trochu i z uwag�, �eby ka�dy dosta� to, co mu si� nale�y, nie za� �eby lada jaki chwyta�, co mu si� podoba. Tak postanowi� Pan B�g mi�osierny, �e na �wiecie musi by� kolej i porz�dek.
- Jaki tam porz�dek, kiedy Grzyb dosta� od razu trzydzie�ci morg�w, a wy ledwie siedem! - rzek� J�drek.
�limak przystan�� na drodze chc�c troch� wypocz��. Poprawi� czapki, lew� r�k� uj�� si� pod bok, a praw� wskaza� na wzg�rza i m�wi�:
- Widzisz ty te g�ry tam nade dworem? Z nich przecie ci�gle stacza si� ziemia na d�. Mo�e nieprawda?.
- Ju�ci prawda;
- A prawda. Ale ta ziemia, co si� stoczy, na czyje grunta spadnie najpierwej, h�?...
- Ju�ci na dworskie.
- A na dworskie. Za� ta ziemia, co stoczy si� z dworskiego �anu, to na czyj grunt najpierw spadnie: na m�j czy na Grzyba?
- Ju�ci na Grzyba, bo Grzyb siedzi na sk�onie pod dworem, a wy z drugiej strony doliny.
- Oto widzisz - ci�gn�� �limak. - �ebym ja tam siedzia�, gdzie Grzyb, to bym wi�cej z dworskich grunt�w korzysta�, a �e mi wypad�o siedzie� za wod�, mniej korzystam.
- I jeszcze z waszych g�r spada ziemia na dworskie ��ki - odpowiedzia� J�drek.
- Wola boska! - rzek� ch�op uchylaj�c czapki. - W tym ja najgorszy jestem mi�dzy naszymi ch�opami, �e mam gruntu niedu�o; ale w tym lepszy od samego pana, �e z mojej chudoby ziemia zlatuje na jego ��ki i maj�tku mu przysparza.
Ch�opak s�ysz�c takie rozumowanie kr�ci� g�ow�.
- Co kr�cisz �bem? - zapyta� go ojciec.
- Bo mi si� nie widzi to wszystko, co gadacie.
- Nie widzi ci si�, bo� m�odszy ode mnie i g�upszy.
- To i wy, tatulu, g�upsi jeste�cie od Grzyba, bo�cie m�odsi, a on przecie gada wcale inaczej.
Ch�opa a� koln�o w serce.
- Jak ja ci dam w mord� - wykrzykn�� - to zaraz pomiarkujesz se ty kondlu, kto m�drzejszy!...
Wobec tak silnego argumentu J�drek zamilk� i odt�d szli nie rozmawiaj�c ze sob�. Stasiek marzy� nie wiadomo o czym, a �limak na przemian albo frasowa� si� czy mu wypuszcza ��k�? albo dziwi�, �e jego starszy syn wyg�asza tak przewrotne teorie.
- Ha! - mrukn�� - zapatruje si� ho�ociuch na innych. Hardy, para, nikomu nie ust�pi, i �aska bo�a, �e jeszcze nie kradnie. Ho! ho!... on ju� nie b�dzie ch�opem.
W tym miejscu go�ciniec ��czy� si� z drog� dworsk�, kt�ra �agodnie wznosi�a si� pod g�r�. �limak szed� coraz wolniej, Stasiek patrzy� przed siebie coraz l�kliwiej i tylko J�drek robi� si� �mielszy. Stopniowo spoza wzg�rza ukazywa�y si� im czarne ga��zie lip przydro�nych, zasypane p�czkami, dworskie kominy i dachy budynk�w.
Nagle rozleg�y si� dwa strza�y.
- Strzelaj�! - krzykn�� J�drek i pobieg� daprz�d, podczas gdy Stasiek schwyci� ojca za kiesze� sukmany.
- Gdzie lecisz? Wr�� si�! - zawo�a� �limak. J�drek zachmurzy� si�, ale zwolni� kroku.
Weszli na taras, gdzie ju� rozci�ga�y si� tylko pola dworskie. Za nimi, ni�ej, le�a�a wie�, jeszcze ni�ej ��ka i rzeka; przed nimi - sta� dw�r otoczony sztachetami, budynki, a dalej ogr�d.
- O, widzisz dw�r? - rzek� �limak do Sta�ka.
- Kt�ry to?
- Ten z gankiem, na s�upach.
- A to co za cha�upa?
- Na lewo? To przecie nie cha�upa, ino oficyna, a to niskie kuchnia. A przypatrz si�, �e w oficynie jedne izby s� na dole, drugie na g�rze...
- Jakby na strych?
- To nie strych, ino pi�tro. Strych jest jeszcze wy�ej, pod dachem, jak u nas.
- Ale zawsze oni tam w�a�� po drabinie - wtr�ci� J�drek.
- Nie po drabinie, ino po schodach - odpar� surowo ojciec. Pan akurat poniewiera�by si� po szczeblach, kiedy on lubi wygod�. Tote� mu kradn� siano znad stajni!
- A ono na prawo, tatulu; co takie szybiaste! - spyta� Stasiek. - Tam pewnie samo pa�stwo wysiaduje i grzeje si� na s�o�cu - odpar� J�drek.
- Nie gadaj, kiedy dobrze nie wiesz - zgromi� go �limak. - Tam jest ca�a �ciana ze szk�a, bo to oran�eria. Tam s� wszystkie kwiaty, jakie ino �wiat widzia�, i kwitn� se nawet w zimie, kiedy na polu �nieg le�y po kolana.
- Musi z papieru kwiaty, jak w ko�ciele - wtr�ci� J�drek.
- W�a�nie �e prawdziwe. Kwitn� za�, bo im przez zim� ogrodnik pali w piecu.
- A jab�ka tu s� w zimie? - spyta� J�drek.
- Jab�ek nie ma, ino pomara�cze.
- Pewnie ze sto razy lepsze od jab�ek?... - spyta� J�drek a oczy mu si� zaiskrzy�y.
Ch�op pogardliwie machn�� r�k�.
- Iii... Skosztowa�em ci ja jedno takie. Ma�e jak kartofel, zielone, a paskudne - �e by pies wyplu�...
- I oni takie jedz�?
- Co nie maj� je��.
- A to oni s� g�upie - rzek� J�drek.
- Ty� to g�upi, bo si� nie znasz - odpar� ch�op. - Tobie dobrze, kiedy ci przy krupniku jest s�ono? a panu dobrze, jak przy innym jedzeniu jest mu w g�bie paskudnie. Ka�dy na tym �wiecie ma sw�j smak w� lubi traw�, a �winia pokrzywy.
- Patrzcie ino, tatulu!... - wrzasn�� J�drek wskazuj�c ku dworowi, lecz nim sko�czy�, rozleg�y si� znowu dwa strza�y. Gdy za� dym opad�, ujrzeli przy bramie m�odego cz�owieka w ��tych kamaszach po kolana, w siwej kurtce z zielonymi wy�ogami, z �adownic� na brzuchu, torb� na boku i z dubelt�wk� w r�kach.
- To ten sam, co jecha� na koniu i czapka mu ze �ba zlecia�a - doda� J�drek.
Ch�op pochyli� g�ow� w jedn� stron�, w drug�, przypatrzy� si�.
- Ju�ci �e on, pokraka!... - rzek� z niech�ci�.
I doda� szeptem:
- Z�y znak!... Pewnie mi ��ki nie wypuszcz�, kiedy nam drog� z�st�pi� ten farmazon.
- Ale fuzj� ma porz�dn�! - m�wi� J�drek. - Do czego on tu strzylo, bo ino wr�ble �ataj�?... Iii... mo�e do niczego?.. Ja, tebym mia� fuzj�, to bym se strzela� ca�y dzie�, cho�by w g�r�, a prochu, psiako��, tyle bym sypa�, �eby na samej plebanii hucza�o.
- Do nas on nie strzeli? - cicho zapyta� Stasiek wahaj�c si�, czy i�� dalej.
- Co ma do nas strzela�? - odpar� ojciec. - Przecie� do ludzi strzela� nie wolno, za to jest krymina�. Chocia�... kto go wie, na co by si� nie porwa� taki zaprzaniec!...
- Oj, oj! - pochwyci� J�drek - niech no by spr�bowa�...
- A c�e by� mu ty zrobi�?
- Z�apa�bym mu fuzj� i odni�s� do w�jta. Jeszcze bym se par� razy strzeli� po drodze.
Tymczasem my�liwy nabijaj�c swoj� lankastr�wk� zbli�y� si� do ch�op�w. Na troku u jego torby wisia�y zakrwawione szcz�tki wr�bla.
- Niech b�dzie pochwalony - rzek� �limak zdejmuj�c czapk�.
- Dzie� dobry, obywatelu! - odpar� strzelec uchylaj�c aksamitn�j d�okejki.
- �liczno�ci fuzja - westchn�� J�drek.
Panicz poprawi� binokle i z uwag� spojrza� na ch�opca.
- Podoba�a ci si�? - spyta�. - H�?... Czy to nie ty poda�e� mi wtedy czapk�?...
- Ju�ci ja, ino pan jecha� na koniu i bez fuzji.
- Wi�c ja jestem twoim d�u�nikiem? - zawo�a� panicz wydobywaj�c z kieszeni portmonetk�. - Masz tu - rzek� i da� mu srebrn� czterdziest�wk�. - A to tw�j ojciec?... Ten, co ci� wczoraj chcia� batem obi�?...
Ch�op uk�oni� si� do ziemi.
- Obywatelu - rzek� panicz tonem obra�onego. - Je�li chcesz, a�eby�my byli ze sob� w przyja�ni, nie k�aniaj mi si� tak nisko i nakryj g�ow�. Czas zapomnie� o resztkach niewoli, kt�re nam i wam ujm� przynosz�. Nakryj g�ow�, obywatelu. prosz� ci�...
Zdumiony i zak�opotany �limak chcia� spe�ni� rozkaz, ale r�ka odm�wi�a mu pos�usze�stwa.
- Przecie to wstyd sta� przy panu w czapce - szepn��.
- Daj�e spok�j dzieci�stwom! - ofukn�� panicz. Wyrwa� mu czapk� z r�ki i gwa�tem wsadzi� na g�ow�, a nast�pnie to samo zrobi� wyl�knionemu Sta�kowi.
- Choroba!... - pomy�la� ch�op nie mog�c zda� sobie sprawy z demokratycznych intencyj panicza.
- C� to, idziecie do dworu? - spyta� go my�liwiec zawieszaj�c fuzj� na ramieniu.
- Ju�ci, ja�nie paniczu.
- Macie interes do mego szwagra?
Ch�op znowu chcia� uk�oni� si� do n�g, ale zosta� powstrzymany.
- C� to za interes?
- Chcieli�my prosi� �aski ja�nie pana, �eby nam wypu�ci� w arend� ten kawa�ek ��ki, co jest mi�dzy rzek� i moj� chudob�.
- Na c� to wam?
- Stargowali�my wczoraj z moj� kobiet� krowin� i boimy si�, te paszy b�dzie za ma�o, wi�c dopraszamy si� �aski...
- A du�o macie byd�a?
- Ma tam Pan Jezus pi�� ogon�w: niby dwa konie i trzy krowy, i jeszcze par� �wi�.
- Ziemi macie du�o?
- Boga� tam du�o, ja�nie panie, ledwo dziesi�� morg�w, i to z roku na rok ja�owieje - westchn�� ch�op.
- Bo nie umiecie gospodarowa� - rzek� panicz. - Dziesi�� morg�w ziemi, m�j cz�owieku, to kolosalny maj�tek! Za granic� na takim kawa�ku �yje wygodnie kilka rodzin, a u nas jednej nie wystarcza. Ale c�, kiedy siejecie tylko �yto.
- C� sia� ja�nie panie, je�eli pszenica nie plonuje?
- Ogrodowizny, m�j przyjacielu, to jest interes! Ogrodnicy pod Warszaw� p�ac� po kilkadziesi�t rubli dzier�awy z morgi i mimo to maj� si� doskonale...
�limak smutnie zwiesi� g�ow�; lecz serce burzy�o mu si�; s�uchaj�c bowiem wywod�w panicza doszed� do wniosku, �e dw�r albo mu nie wypu�ci ��ki w dzier�aw�, jako ju� posiadaj�cemu dziesi�� morg�w, albo ka�e zap�aci� kilkadziesi�t rubli czynszu. Bo i po co by panicz opowiada� takie dziwne rzeczy, je�eli nie w celu wm�wienia w niego, �e za du�o ma gruntu i �e powinien drogo p�aci� arend�?
Zbli�yli si� do bramy.
- Widz� w ogrodzie siostr� - rzek� panicz na pewno tam b�dzie i szwagier. P�jd� do niego i poprosz�, �eby za�atwi� wasz interes. Do widzenia.
Ch�op uk�oni� si� do ziemi, ale jednocze�nie pomy�la�:
�eby ci� choroba zat�uk�a, kiedy� si� tak zawzi�� na mnie! Bab� mi zaczepia�, ch�opca zbuntowa�, a dzi� niby to k�ania� si� nie ka�e, ale gada, �eby p�aci� takie straszne pieni�dze z morgi! Wiedzia�em, �e mi sprowadzi nieszcz�cie.
Ode dworu dolecia�y ich d�wi�ki organ�w.
- Tatulu, graj�!.. Gdzie to graj�? - zawo�a� Stasiek., - Pewnie dziedzic gra.
Istotnie, dziedzic gra� na ameryka�skim organie. Ch�opi z uwag� przys�uchiwali si� niezrozumia�ej dla nich, ale pi�knej melodii. Sta�kowi poczerwienia�a twarz i dr�a� ze wzruszenia. J�drek spowa�nia�, a �limak zdj�� czapk� i pocz�� m�wi� pacierz, a�eby B�g mi�osierny zas�oni� go od nienawi�ci panicza, kt�remu przecie� on - nic z�ego nie zrobi�.
Organy umilk�y, a jednocze�nie panicz spotka� si� w ogrodzie z siostr� i z o�ywieniem pocz�� jej co� przedstawia�.
- To ci instyguje na mnie! - mrukn�� ch�op.
- Widzicie, tatulu - zacz�� J�drek - ta pani to podobna do b�ka. ��ta w czarne c�tki, cienka w pasie, a gruba na ko�cu. Ale pi�kna pani!
- Gorszy od b�ka ten podlec na ��tych nogach, chocia� cienki jak patyk! - odpar� ch�op.
- Co on ma by� gorszy, kiedy mi da� czterdziestk�? G�upi to on musi �e jest, ale dobry pan.
- Odbior� oni sobie t� czterdziestk�, nie b�j si�.
Tymczasem panicz opowiedziawszy siostrze interes �limaka, pocz�� robi� jej wym�wki.
- Zdumiony jestem - prawi� - cechami niewolnictwa, jakie spotykam w�r�d ludu. Ten biedak nie jest w stanie rozmawia� w czapce na g�owie, a przy tym tak by� zmieszany, tak zal�kniony, �e mnie lito�� bra�a patrz�c na niego. Na ca�y dzie� zepsu� mi humor.
- Ale c�em ja temu winna i co mam robi�? - pyta�a pani.
- Zbli�y� si� do nich, o�miela�...
- Wyborny jeste�! - odpar�a wzruszaj�c ramionami. - Kiedym zesz�ej jesieni urz�dzi�a zabaw� dzieciom naszych parobk�w, w�a�nie a�eby je o�mieli� do siebie, to zaraz na drugi dzie� po�ama�y mi brzoskwinie. A zbli�a� si� do nich?... I to robi�am Wesz�am raz do chaty, gdzie le�a�o chore dziecko, i w ci�gu godziny nasi�k�am takimi zapachami, te musia�am now� sukni� odda� pannie s�u��cej. Dzi�kuj� za podobne apostolstwo...
Tak rozmawiaj�c po francusku, zbli�yli si� do sztachet, za kt�rymi stali ch�opi.
- Przynajmniej dla tego musisz co� zrobi� - rzek� panicz bo dziwnie mi si� podoba�.
Pani przy�o�y�a szk�a do oczu.
- Ach, to jest �limak! - zawo�a�a. - Limaçon... - wyobra� sobie, co za komiczne nazwisko!
- Poczciwy cz�owieku - zwr�ci�a si� do ch�opa, - brat m�j chce, �ebym co dla ciebie zrobi�a, no i ja sama rada bym. Czy masz c�rk�.
- Nie mam, ja�nie pani - odpowiedzia� ch�op ca�uj�c przez krat� kraj jej sukni.
- Szkoda. Mog�abym dziewczyn� nauczy� roboty koronek. - Poprzednio umywszy j� - doda�a po francusku.
A o ��ce ani wspomni! - pomy�la� ch�op.
- To s� twoi ch�opcy? - pyta�a dalej �limaka.
- Nasi, ja�nie pani.
- Wi�c przysy�aj mi ich, to b�d� uczyli si� czyta�.
- Albo oni maj� czas, ja�nie pani. Starszy ci�gle w domu potrzebny...
- Wi�c przysy�aj m�odszego.
- I ten ju� chodzi za �wi�mi...
Pani wznios�a oczy do nieba.
- No, i zr�b�e co dla nich! - rzek�a po francusku do brata.
Co� oni okrutnie zmawiaj� si� na nasz� krzywd�! - pomy�la� ch�op, mocno zaniepokojony francusk� konwersacj� pa�stwa.
Ode dworu ukaza� si� dziedzic, a spostrzeg�szy �on� i szwagra przy�pieszy� kroku i za chwil� znalaz� si� obok nich. �limak znowu zacz�� si� k�ania�, Sta�kowi ze wzruszenia �zy nabieg�y do oczu, a nawet J�drek straci� zwyk�� �mia�o�� wobec pana. Tymczasem uzbrojony w fuzj� demokrata opowiedzia� szwagrowi interes ch�opa i popar� go bardzo gor�co.
- Ale� niech bierze w dzier�aw� ten kawa�ek ��ki! - zawo�a� dziedzic. - Przynajmniej nie b�d� mia� z nim awantur o szkody w sianie, a zreszt� jest to najuczciwszy ch�op we wsi.
Panowie wci�� rozmawiali po francusku, wi�c �limaka a� mrowie przechodzi�o na my�l co oni uk�adaj� przeciw niemu?... Ju� got�w by� wraca� do domu z niczym, byle pr�dzej zej�� im z oczu.
Dziedzic wys�uchawszy relacji szwagra zwr�ci� si� do ch�opa.
- Wi�c chcesz - spyta� go - a�ebym te dwa morgi ��k nad rzek� wypu�ci� ci w dzier�aw�?
- Je�eli �aska ja�nie pana - odpar� ch�op.
- I �eby nam ja�nie pan cho� ze trzy ruble opu�ci� - doda� szybko J�drek.
�limakowi krew uciek�a do serca, a pa�stwo spojrzeli po sobie.
- C� to znaczy? - spyta� pan. - Z czego ja mam opu�ci� trzy ruble?
Ch�op machinalnie si�gn�� r�k� do rzemienia, ale opami�tawszy si�, �e w takiej chwili nie mo�e zbi� J�drka, wpad� w desperacj�, i postanowi� od razu powiedzie� ca�� prawd�.
- A, ja�nie panie! - zawo�a� - niech ja�nie pan tego hycla nie s�ucha! By�o, panie, tak, �e mi baba okrutnie g�ow� suszy�a, jako nie umiem si� targowa�, i nakazywa�a mi, �ebym cho� ze trzy ruble wytargowa� na ��ce. No, a teraz ten kundel tak� mi rzecz zrobi�, �e a� wstyd!...
- Przecie matula powiedzieli, �ebym was pilnowa� i �eby�my oboje ja�nie pa�stwa w nogi ca�owali, to co� opuszcz� - t�umaczy� J�drek.
Wobec tego �limak ca�kiem zapomnia� j�zyka, ale pa�stwo zanosili si� ze �miechu.
- Oto masz - m�wi� znowu po francusku dziedzic do swego szwagra - oto masz ch�opa. Tobie ze swoj� �on� rozmawia� nie pozwoli boj�c si�, �eby� jej nie zba�amuci�, ale sam bez niej kroku zrobi� nie mo�e. �eby� mu zaproponowa� naj�wietniejszy interes, nie wykona go bez sankcji �ony czy te� nie zrozumie bez jej wyja�nie�.
- Bardzo dobrze! Tak by� powinno! - potakiwa�a pani zas�aniaj�c twarz batystow� chusteczk�. - Wyborni s� ci ch�opi... Gdyby� ty mnie s�ucha�, dawno ju� sprzedaliby�my t� nudn� wie� i uciekli do Warszawy!
- M�j drogi, nie r�b�e ch�op�w idiotami - zaprotestowa� szwagier.
- Nie potrzebuj� robi�, oni ju� s� idiotami. Nasz ch�op sk�ada si� z �o��dka i musku��w, bo rozumu i woli zrzek� si� na benefis swej �ony. �limak nale�y do najsprytniejszych ch�op�w we wsi, a przecie� w tej chwili s�ysza�e� dow�d jego g�upoty.
- Ale�...
- �adnego ale, m�j ch�opomanie. Je�eli chcesz, mog� ci� jeszcze raz przekona�, �e to s� os�y.
- Ale�, m�j drogi...
- Przepraszam ci� - przerwa� dziedzic - za chwil� sam zobac�ysz, gdzie ch�op ma rozum.
I zwr�ci� si� do �limaka, kt�ry z najwy�szym niepokojem oczekiwa� skutk�w weso�ej, a tak niepoj�tej dla niego sprzeczki
- Wi�c, m�j J�zefie, to �ona kaza�a ci, a�eby� wzi�� ode mnie ��k� w dzier�aw�?
- Ju�ci tak, ja�nie panie.
- I �eby� si� dobrze targowa�?
- Ju�ci tak. Co prawda, to prawda.
- Wiesz, ile �ukasiak p�aci mi rocznie za morg� ��ki?
- Gada�. �e dziesi�� rubli.
- Wi�c ty powiniene� p�aci� dwadzie�cia rubli za dwie morgi.
Ch�op zamy�li� si� i rzek� po chwili....
- Zawsze si� ta ja�nie pan zmi�uje...
- I cho� ze trzy ruble opu�ci?... - podchwyci� dziedzic. �limak umilk� zawstydzony.
- Dobrze - rzek� dziedzic - opuszcz� ci trzy ruble i b�dziesz p�aci� tylko siedemna�cie rubli rocznie. Czy jeste� kontent?
Ch�op schyli� si� do ziemi, a nie mog�c dosi�gn�� n�g dziedzica u�cisn�� sztachety; lecz na jego twarzy zamiast zadowolenia, malowa�a si� niepewno��.
Co� jest - my�la� �limak - �e on si� nie targuje! Ju� ja widz�, �e ten szwagierek cosik zmajstrowa�...
G�o�no za� doda�:
- To niech ja�nie pan jeszcze uczyni �ask� i we�mie ode mnie zadatek. W�a�nie da�a mi moja dziesi�� rubli, a reszt� powiedzia�a, �ebym odni�s� jutro.
Wydoby� zza sukmany w�ze�ek, z niego dziesi�� rubli - i wr�czy� dziedzicowi.
- Za pozwoleniem - przerwa� dziedzic - pieni�dze wezm� p�niej, a teraz zrobi� ci propozycj�. Czy pami�tasz, ile mi za morg� ��ki zap�aci� w zesz�ym roku Grzyb?
- Osiemdziesi�t rubli.
- I opr�cz tego zap�aci� rejenta i jeometr�, czy tak?
- �wi�ta prawda.
- Ot� s�uchaj. Ja te dwie morgi ��ki, kt�re chcesz dzier�awi� sprzedam ci po sze��dziesi�t rubli, wi�c o dwadzie�cia rubli taniej, ani�eli Grzybowi. Jeszcze zrobi� lepiej, bo - nic nie wydasz ani na jeometr�, ani na rejenta. Ale wiesz pod jakim warunkiem?
Ch�op pokornie wzruszy� ramionami.
- Pod tym warunkiem, �eby� zdecydowa� si� sam, zaraz, nie pytaj�c �ony. Uwa�aj wi�c: zap�acisz sto dwadzie�cia rubli za ��k�, kt�ra jest warta wi�cej ni� sto sze��dziesi�t, zyskasz na czysto czterdzie�ci rubli, ale... decyduj si� natychmiast. Jutro, a nawet dzi� wieczorem, kiedy naradzisz si� z �on�, ju� na tych warunkach nie sprzedam.
�limakowi b�ysn�y oczy. Zdawa�o mu si�, �e teraz dopiero odkry� natur� zmowy wymierzonej przeciwko niemu.
- Dziwny kaprys traci� czterdzie�ci rubli za nic! - odezwa�a si� pani po francusku.
- B�d� spokojna - odpar� m��. - Znam ja ich...
- No i c� - zwr�ci� si� do �limaka - kupujesz ��k� bez poradzenia si� �ony?
- Kiej to nie�adnie - odpowiedzia� ch�op z ob�udnym u�miechem. - Przecie ja�nie pan, a i to naradza si� z ja�nie pani� i ja�nie paniczem, nie dopiero ja.
- A widzisz?... - rzek� dziedzic do szwagra. - Czy on nie jest sko�czonym idiot�?
Panicz przez sztachety poklepa� po ramieniu �limaka.
- No, m�j przyjacielu, zg�d��e si� natychmiast, a zrobisz panu grubego figla.,
- On ju� kupi� - rzek� do szwagra.
- Kupujesz, J�zefie? Dajesz r�k� na zgod�? - spyta� dziedzic.
Albo ja g�upi! - pomy�la� ch�op, g�o�no za� doda�. - Kiej kupowa� przez �ony, ja�nie panie, to nie�adnie...
- I nie namy�lisz si�?.
- Kiej bardzo nie�adnie- powtarza� ch�op, kontent, �e pan nastr�czy� mu tak doskona�� wym�wk�:
Ch�op udawa� zasmuconego, ale upar� si� i ani my�la� kupowa� ��ki.
- No, wi�c w takim razie wypuszczam ci ��k� w dzier�aw�. Daj mi sw�j zadatek, a jutro, przyjd� po kwit.
- Masz ch�opa, panie demokrato! - rzek� do szwagra, kt�ry tymczasem gryz� paznokcie.
�limak zap�aci� dziesi�� rubli, pa�stwo po�egnali si� z nim i odeszli. Widz�c, �e ju� nie patrz�, ch�op obrzuci� ich ognistym spojrzeniem i wzburzony pocz�� szepta� do siebie:
- Ehej! chcieli�ta ch�opa oszwabi�, ale ma on sw�j rozum, ma!... Pewniakiem ju� w tym roku, jak m�wi� Grochowski, b�d� nam dodawali grunt�w i dlatego pilno im sprzeda�!... Sto dwadzie�cia rubli za tak� ��k�, co warta ze dwie�cie. G�upiemu gada�, nie mnie... Ale dobre i sto dwadzie�cia, kiedy przyjdzie odda� darmo.
- Cosik szlachta t�go kr�ci�a niech ich tam!... - zauwa�y� J�drek.
- Cicho b�d� - zgromi� go ojciec, a w duchu doda�: Nawet ho�ociuch, a i to pozna� si�, �e kr�c�...
Nagle nasun�a mu si� inna uwaga:
A mo�e teraz nie b�d� rozdawali grunt�w, tylko pa�stwu taka fantazja strzeli�a, �eby mi tanio sprzeda�?...
Zrobi�o mu si� gor�co. W tej chwili chcia� wo�a� za pa�stwem, rzuci� si� im do n�g i b�aga�, a�eby mu cho� za sto trzydzie�ci rubli oddali ��k�. Ale pa�stwo byli ju� w po�owie ogrodu- Wtem od��czy� si� od nich panicz i zn�w przybieg� do ch�opa.
- Kupuj�e t� ��k�? - m�wi� zadyszany. - Szwagier jeszcze si� zgodzi, tylko go pro�.
Na widok niemi�ego panicza w �limaku zbudzi�a si� poprzednia nieufno��..
- Kiej bez �ony kupowa� nie�adnie - odpar� u�miechaj�c si�.
- Bydl�! - mrukn�� panicz i zawr�ci� si� do dworu.
��ka przepad�a.
- Czego jeszcze stoicie, tatulu? - nagle zapyta� J�drek widz�c, �e �limak opar� si� o sztachety i duma.
- Bo nie wiem, czy dobrze zrobi�em, �em nie kupi� za sto dwadzie�cia rubli onej ��ki? - mrukn�� ch�op.
- Co�cie mieli �le zrobi�, kiedy za siedemna�cie rubli macie to samo?
- Ale zawdy ��ka nie moja.
- Jak rozdadz� grunta, to b�dzie wasza.
�limaka ucieszy�y te wyrazy. Ju�ci - my�la� - musi by� prawda z tym rozdawaniem, kiedy nawet ho�ota o nim gada.
- Chod�ta, ch�opcy, do dom! - rzek� g�o�no.
Wracali w milczeniu. J�drek spogl�daj�c ukosem na ojca �ywi� w sercu jakie� z�e przeczucia, a �limaka trapi� niepok�j.
- Psiewiary szlachta! - szepta� ch�op zaciskaj�c pi�ci - cz�ek nigdy nie zmiarkuje, kiedy oni �gaj�, a kiedy m�wi� prawd�... Rychtyk jak z �ydami.
W po�owie drogi ch�opcy wyrwali si� naprz�d, bo byli g�odni. Gdy za� �limak wszed� do chaty, zapyta�a go �ona:
- Co tu gada J�drek, �e chcieli sprzeda� ci ��k� za sto dwadzie�cia rubli?
- Ju�ci chcieli, ale przez to, �e boj� si� nowego rozdawania grunt�w - odpowiedzia� nieco stropiony.
- Ja te� zaraz powiedzia�am J�drkowi, �e albo szczeka, albo jest w tym jakie� szachrajstwo. Kto by za� oddawa� za sto dwadzie�cia rubli tak� rzecz, co warta ze dwie�cie?
Ch�op rozebrawszy si� zasiad� do obiadu i jedz�c opowiada� �onie; co go spotka�o.
- Ho! ho!... m�drzy oni we dworze. Nie wiem nawet, sk�d dowiedzieli si�, �e idziemy za ��k� i nasamprz�d zasadzili na mnie twego szwagierka.
- Tego �lepaka? co mnie zaczepia� u wody?... - wtr�ci�a �limakowa.
- Ju�ci jego. Ten ci choroba zabieg� nam drog�. J�drkowi da� czterdziestk�, mnie czapk� wbi� na �eb, �eby mi lepiej oczy zamydli�, i zara pocz�� z g�ry:
Na co ci ��ka? Albo ju� i tak nie masz okrutnego maj�tku? Wiesz ty, �e dziesi�� morg�w to niezmierna fortuna?...
- Ale, fortuna!... - przerwa�a �limakowa - jego szwagier ma przecie� z tysi�c morg�w i jeszcze narzeka!
- Tak ci mnie, para, tumani�. A kiedy zobaczy�, �e ja nic, doprowadzi� mnie do samej pani. Ona znowu wzi�a mnie zagadywa�, �ebym jej ch�opak�w posy�a� do uczenia, a pan przez ten czas wygrywa� se na organach...
- C� on chce zosta� organist�, jak mu ziemi� zabior�? - spyta�a gospodyni.
- On se tak wci�� przygrywa; nic nie robi, ino przygrywa. Wi�c potem - prawi� ch�op - wyszed� i pan, a oni zaraz zacz�li mu �wargota� po frajcusku, �e ch�op (niby ja) jest strasznie twardy, �e podej�� go (niby mnie) nie mo�na, zatem - �eby mi co pr�dzej sprzeda� ��k�, nim si� opami�tam.
- To� ty zmiarkowa�, co oni gadaj�?
- Com nie mia� zmiarkowa�! Przecie ja i po �ydowsku jestem wyrozumia�y.
- I nie kupi�e� ��ki? Dobrze� zrobi�, bo w tym jest nieczysty interes - zako�czy�a kobieta.
Ale ch�op nie ucieszy� si� z �oninej pochwa�y, znowu bowiem opanowa�a go w�tpliwo�� co do zamiar�w pa�stwa.
A mo�e oni szczerze chcieli sprzeda� ��k� tak tanio? - my�la�. Przesta� je�� i wa��sa� si� z k�ta w k�t po chacie. Ogarnia� go coraz wi�kszy niepok�j, �e mo�e �le zrobi� opu�ciwszy tak� okazj�, ale - dodawa� sobie otuchy mrucz�c:
- Nie mnie okpi�! Znam ja si� na rzeczy...
Nareszcie wzburzenie �limaka dosi�g�o zenitu. Siad� na �awie, potem zerwa� si� z niej, pochwyci� si� za g�ow� i przez chwil� ju� nie wiedzia�, co ma robi� z ci�kiej niepewno�ci. Nagle spojrza� na J�drka i - b�ysn�a mu my�l szcz�liwa.
- Chod� ino tu, J�drek - rzek� do ch�opca zdejmuj�c rzemyk z bioder.
- Oj, tatulu, nie bijcie mnie! - wrzasn�� ch�opak; kt�remu zreszt� ju� od paru godzin zdawa�o si�, �e bicie go nie minie.
- Nic nie pomo�e! - m�wi� �limak. - Hardy jeste�, na�miewa�e� si� z panicza, pyskowa�e� przed samym ja�nie panem... Ligaj na �awie!
- Oj, tatulu, niechajcie mnie! - prosi� J�drek. Stasiek obj�� ojca za nogi i z p�aczem ca�owa� mu kolana, a Magda wybieg�a do gospodyni na dziedziniec.
- M�wi� ci: ligaj na �awie! p�kim dobry... - wo�a� �limak. - Jak ty dzi� dostaniesz swoje, to nie b�dziesz si� kondlu, to nie b�dziesz si�, kondlu, zadawa� z tym hyclem Ja�kiem... Ligaj mi zaraz!...
Wtem �limakowia gwa�townie zapuka�a do okna.
- A chod� pr�dko, J�zek - m�wi�a - bo cosik si� sta�o nowej krowie. Tak si� tarza...
Ch�op pu�ci� J�drka i p�dem pobieg� do obory. Tu jednak zobaczy�, �e wszystkie krowy stoj� przy ��obach i spokojnie jedz�.
- Wida� ju� j� odesz�o - m�wi�a kobieta - ale tak si� tarza�a, powiadam ci, jak ty wczoraj.
�limak obejrza� krow� uwa�nie, dotkn�� jej grzbietu i pokr�ci� g�ow�. Domy�li� si�, �e �ona chcia�a go tym figlem odci�gn�� od J�drka. Poniewa� jednak ch�opiec wymkn�� si� ju� z chaty, a i ojca z�o�� odesz�a, wi�c sko�czy�o si� na niczym, jak zwykle w podobnych wypadkach.